12 grudnia 2011

Za co kochamy „Casablankę”?



Za genialne trio aktorskie: Humphrey Bogart, Ingrid Bergman, Paul Henreid.


 Za to, że był prawdziwy wczoraj, jest prawdziwy dziś i będzie prawdziwy jutro.



  Za muzykę, w tym utwór „Jak mija czas” (As Time Goes Bye).



 Za humor i cynizm wpleciony w dialogi.



 Za scenę pocałunku Ricka i Ilsy.



 Za zakończenie. 



Za szczere uczucia.



Za amerykański klimat kafejki Ricka.
 


 Za „Zawsze zostanie nam Paryż”.



5 komentarzy:

  1. Przekonałeś mnie. Zaryzykuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi miło. Kiedy już będziesz po seansie, podziel się wrażeniami! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy mogą się zakochać, tak, każdy z nas marzy o szczęśliwej miłości,myślisz nalezy mi się jak emerytura, a tu?Niespodzianka!Casablanca bezspornie romans wszech czasów i TObie takiego życze;) Florka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję! Myślę, że Tobie też się należy - jak kotu mleko! - o ile oczywiście jeszcze jej nie znalazłaś :-)

    - Twoje zdrówko, mała (kolejny znakomity cytat).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio w jakiejś książce na temat kina trafiłem na kapitalne info odnośnie alternatywnych zakończeń CASABLANKI"

    "(...) Okazało się, że obok tej klasycznej wersji, istniała także Casablanca dla mniej wymagających widzów, czy też widzów-tradycjonalistów. Otóż mąż Ingrid Bergman ginął w finale od kul prześladowców - byle tylko dawna miłość głównych bohaterów mogła bez przeszkód rozkwitnąć na nowo".

    Zaś jeden znajomy przysięgał mi, że gdzieś za granicą widział Casablankę z trzecim wariantem finału. Gdy Rick zostaje sam, po perypetiach z Niemcami i komisarzem policji i po odlocie zbawczego samolotu do Portugalii - w drzwiach lokalu staje Ingrid Bergman z oczyma pełnymi łez łez... KONIEC."

    A może ktoś widział czwartą wersję zakończenia romansu wszech czasów, jak to ładnie Florka określiła?

    OdpowiedzUsuń