My mamy czas. Możemy go odmierzać co do sekundy. Przez to zmena sę równeż nasze podejśce do tęsknoty. Tęsknimy za sobą już pare miesięcy, może nawet kilka lat. I nagle zdajemy sobie sprawę, że to długo. Że to za długo. Czas bez siebie staje sę beznadziejne pusty. Beznadzejnie nijaki. Po prostu beznadziejny. Z biegiem chwil bardziej myślimy o tym, ile już minęło a nie o tym, że w ogóle tęsknimy. I tak w końcu zapominamy o sobie. Bo każde strapienie się kiedyś wyczerpuje.
Więc może dziś wieczorem zaczniemy robić co nieco "na pieska". Co później, to się zobaczy. Mamy przecież czas...
Can't back the hands of time.
to straszne, że nawet tęsknota się kończy. Znaczy to, że uczucie też. A ja chcę wierzyć w te utopijne ideały. To omamić się ponowocześnie. Chociaż w sumie dobrze, że tęsknota z marszu, tak niezależnie od nas, ma koniec. Nie do zniesienia było ciągłe wypatrywanie, myślenie i ten BRAK. A tak...
OdpowiedzUsuńNie wiem jak Ty, ale ja tak mam przez większość czasu, że nie myślę o przyszłości. Ale czy to znaczy, że pojęcie czasu dla mnie nie istnieje? To niewyobrażalne. Niemożliwe.