Fot: Materiały prasowe |
Moja przygoda z koncertami zaczęła
się jakieś 8 lat temu, kiedy poszedłem ze znajomymi do Jasielskiego Domu
Kultury na przegląd jakiś zespołów klasy B, których gwiazdą wieczoru
był rodzimy, heavy metalowy zespół Krusher. Od tamtego momentu, kiedy
pierwszy raz poszedłem pod scenę i w tym dziwacznie nierytmicznym pogo
odnalazłem dziką przyjemność, mówiąc pokrótce - od tego wszystko się po
prostu zaczęło. Koncerty i jeszcze więcej koncertów. Naszych rodowitych
zespołów i gwiazd światowego formatu. I tak mi już zostało...
Zanim
jednak zamarzyłem mieć swoje prywatne glany, trzeba by się cofnąć to
roku 1998, kiedy to miałem dopiero 10 lat, nosiłem czapkę z daszkiem na
bok, a marzeniem każdego chłopaka było mieć buty, które podczas
tupnięcia świecą w ciemnościach i wiszący kolczyk z krzyżykiem w uchu. Otóż, w 1998 roku pojawił się singiel
"Pretty Fly (For A White Guy)", promujący album "Americana" zespołu The
Offspring, którego to całą płytę miał nasz kolega z podwórka, i jak rany
- wszyscy mu jej zazdrościliśmy. Pamiętam, że Krystian z 3 piętra
nagrał sobie na obie strony kasety magnetofonowej "Pretty Fly" i
wiecznie go słuchał w przenośnym radiu. Szlagier młodości, piosenka
życia, wiecznie młody teledysk, niejednokrotnie odśpiewywane "...give to
me baby, acha! acha!" - to wszystko w owym czasie grane było
praktycznie codziennie w VIVIE - kultowemu kanałowi każdego
nastoletniego melomana, chowanego na bieżących suerhitach
najpopularniejszych zespołów.
The Offspring jak dotąd grał w Polsce trzykrotnie: w 1999 w warszawskiej stodole, 2001 w katowickim Spodku, oraz na Orange Warsaw Festival w 2013, toteż, zaskoczeniem był dla mnie ich występ w malutkim Straszęcinie, tutaj koło podkarpackiej Dębicy. Nie mogłem uwierzyć, ale jednak! Impreza odbyła się pod szyldem Czad Festiwalu i trwała 4 dni. Jako, że kilkakrotnie biwakowałem na samym Woodstocku, wiedziałem, że nie może mnie również tutaj zabraknąć, na pewno nie ostatniego dnia.
Plan 4 - dniowego koncertowania był jednakże niemożliwy z uwagi na urlop w Hiszpanii, który już zresztą został roztrząśnięty w poprzednim poście. Wróciliśmy niedzielnego popołudnia, przy czym koncert był tego samego dnia wieczorem a ja nie miałem kupionych jeszcze biletów! Z pomocą przyszedł Internet, gdzie starałem się dorwać jakieś wejściówki na ostatni dzień. Niestety, ci, którzy je mieli odsprzedać, zrobili to już dawno. Napisałem smsa do 6 osób a odpisała jedna, co i tak jest dobrym wynikiem. Niestety na pytanie "Czy masz może jeszcze bilety do sprzedania na 4 dzień czada" dostałem wyczerpującą odpowiedź "Już nie". Przyznam, że szkoda mi było płacić 149 zł za bilet w empiku tylko i wyłącznie na koncert Offspringa - mimo wszystko. Wpadłem jednak na genialny pomysł! Zadzwoniłem do faceta, który odpisał mi na smsa, i po krótkiej rozmowie okazało się, że był on 3 dni na festiwalu, i niestety z Offspringa musiał zrezygnować, po czym zaproponował mi misterne rozwiązanie.
Okazało się, że ludzie z Czada zostali zaobrączkowani w ściskające opaski na ręce, które rzekomo nie dało się już ściągnąć bez pomocy noża tudzież nożyczek. Nie wiem, ile ślepego szczęścia miałem, ale facet, do którego się dodzwoniłem ściągnął opaskę bez uszkodzenia plastikowego ściskacza - zabezpieczenia. I chociaż biletu nie miałem, to miałem opaskę odkupioną za jedyne (uwaga!) 50 zł, i mogłem włóczyć się bez żadnego problemu po całym kampusie, wchodząc i wychodząc z niego dozwoli. Pojechałem z sam ze sobą.
Plan 4 - dniowego koncertowania był jednakże niemożliwy z uwagi na urlop w Hiszpanii, który już zresztą został roztrząśnięty w poprzednim poście. Wróciliśmy niedzielnego popołudnia, przy czym koncert był tego samego dnia wieczorem a ja nie miałem kupionych jeszcze biletów! Z pomocą przyszedł Internet, gdzie starałem się dorwać jakieś wejściówki na ostatni dzień. Niestety, ci, którzy je mieli odsprzedać, zrobili to już dawno. Napisałem smsa do 6 osób a odpisała jedna, co i tak jest dobrym wynikiem. Niestety na pytanie "Czy masz może jeszcze bilety do sprzedania na 4 dzień czada" dostałem wyczerpującą odpowiedź "Już nie". Przyznam, że szkoda mi było płacić 149 zł za bilet w empiku tylko i wyłącznie na koncert Offspringa - mimo wszystko. Wpadłem jednak na genialny pomysł! Zadzwoniłem do faceta, który odpisał mi na smsa, i po krótkiej rozmowie okazało się, że był on 3 dni na festiwalu, i niestety z Offspringa musiał zrezygnować, po czym zaproponował mi misterne rozwiązanie.
Okazało się, że ludzie z Czada zostali zaobrączkowani w ściskające opaski na ręce, które rzekomo nie dało się już ściągnąć bez pomocy noża tudzież nożyczek. Nie wiem, ile ślepego szczęścia miałem, ale facet, do którego się dodzwoniłem ściągnął opaskę bez uszkodzenia plastikowego ściskacza - zabezpieczenia. I chociaż biletu nie miałem, to miałem opaskę odkupioną za jedyne (uwaga!) 50 zł, i mogłem włóczyć się bez żadnego problemu po całym kampusie, wchodząc i wychodząc z niego dozwoli. Pojechałem z sam ze sobą.
Fot. I Shoot RAW Jacek P. |
Koncert zaczął się dokładnie o godzinie 21:30, kiedy zgasły światła, a w tle rozświetliło się podświetlone logo zespołu, na scenę wkroczyli artyści z Dexterem Hollandem, Noodlesem i Gregiem K. na czele. Tłum zaczął gromko klaskać, reflektory oślepiły podniecone twarze publiczności, a Offspring zaczął od mocnego uderzenia "You're gonna go far, kid" z przedostatniego albumu. Później już było tylko tylko lepiej, a cały koncert w telegraficznym skrócie można określić jako bardzo zgrabny przegląd nieśmiertelnych szlagierów Amerykanów. Nie zabrakło "All I Want", "Come Out and Play", "Starning at the Sun", "Hit That", czy choćby nieśmiertelnego "Pretty Fly (For A White Guy)", od którego moja przygoda z zespołem tak naprawdę się zaczęła. Szkoda tylko, że zamiast choćby klimatycznego "Dirty Magic" zagrano smętne i najzwyczajniej kiepskie "Kristy, Are You Doing Okay?", co zresztą nie tylko w moim odczuciu było kiepskie - olbrzymi jak kołek, spocony, gruby i wstawiony facet koło mnie zaczął się wydzierać "BUuu! TOoo NJE JEeeS ooOFSPSING!!!". Chwilę później zagrano w rewanżu jednak "Want You Bad" - czyli najprawdopodobniej najfajniejszy, najskoczniejszy i najlepszy kawałek jaki Offspring napisał i odegrał na świecie. Nie zabrakło również ukłonu w stronę licznie przemalowanej za klowny publiczności, w postaci "Coming For You", czy powrotu do hymnu o niespełnionych marzeniach, czyli "The Kids Aren’t Alright".
...i tak przez godzinkę, bo właściwie tyle trwał koncert. Łącznie zagrano 17 piosenek, pogo było srogie, o czym świadczyły moje liczne siniaki i obtarcia, a sam Dexter i Noodles przez cały występ zagadywali do publiczności. Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy najbardziej seksowną i rozskakaną publicznością na świecie, muzycy lubią nas ze względu na wódkę której na scenie trochę wypito i w konsekwencji podziękowano przybyłym, że pomimo iż mogliśmy być w dowolnym miejscu na świecie, akuratnie zechcieliśmy spędzić sierpniowy wieczór z przeszło 50 - letnimi tatuśkami punka. I uwierzcie - BYŁO WARTO!
I want you bad
Complicated
X-Rated
I want you bad, bad, bad, bad, bad
... bad ...
Complicated
X-Rated
I want you bad, bad, bad, bad, bad
... bad ...
Czyli mówisz, że mają jeszcze werwę? Tacy punkowcy to chyba już tym żyją totalnie. Ten czad im płynie we krwi :)
OdpowiedzUsuńMają, w szczególności Noodles, chociaż jest najstarszy. Ale Dexter też jeszcze zawyje :-) Dali naprawdę piękny występ.
UsuńUwielbiam muzykę, ale nic mnie nie przekona, żeby iść na koncert. Jestem zbytnim domatorem :)
OdpowiedzUsuńChodziło się na koncerty, trzepało się łbem pod sceną i robiło się też różne inne rzeczy... Stare dobre czasy! A teraz praca, praca, praca...
OdpowiedzUsuń...i znów praca, chciałoby się dodać. Ale w tym wszystkim jakby na to nie patrzeć trzeba znaleźć czas na rozrywkę. Nie samą pracą wszak człowiek żyje!
UsuńWierzę, wierzę, że było warto. I cholera, zatęskniłam za koncertami, jak cholera... a glany muszę sobie sprawić nowe ;)
OdpowiedzUsuńNo to właź na koncertomania.pl i znajdź coś dla siebie rudzielcu! :-)
Usuń