Wklejam, bo może ktoś tu kiedyś przypadkiem zabłądzi. Zapomniałem nawet, że było to opublikowane na Horror Online: https://web.archive.org/web/20160202165109/http://www.horror.com.pl/opowiadania/opowiadanie.php?id=363
ULOTNOŚĆ
Miłosz Górniak
These feelings won't go away
They've been knockin' me sideways
I keep thinking in a moment that
Time will take them away
But these feelings won't go away...
CITIZEN COPE – SIDEWAYS
Pogrzeb był równie smutny jak jego życie. Mszę świętą zamknięto w kilku mniej znaczących zdaniach, a na uroczystości pojawiło się niewiele osób. Zapewne resztka starych przyjaciół od kieliszka i część najbliższej rodziny. Świat tego popołudnia stękał z rozpaczy, nie mogąc wylać z siebie żalu. Wiosenne chmury w burym kolorze zasnuły niebo nad cmentarzem, by móc później w ciszy i spokoju opłakiwać jego odejście. Rozstanie powinno być jak zerwanie plastra – szybkie i bolesne tylko przez chwilę. Te zaś zwiastowało cierpienie na raty. Smutek i coraz więcej łez. Bezsenność i jeszcze większą samotność. Błędne koło. Marazm. Brud wspomnień, których nie zmyją nawet godzinne prysznice.
Po powrocie z uroczystości do mieszkania schowałem do szafy znoszony popołudniem żal. Zerknąłem na zawieszone zbyt wysoko lustro, w które przestałem spoglądać już dawno temu. Zbyt dawno, by pamiętać kiedy i dlaczego. Zbyt dawno, by zaprzątać sobie teraz tym głowę. Umyłem twarz, jakbym chciał z niej spłukać wszelki wyraz strapienia.
Bezskutecznie.
Po godzinach gapienia się w sufit, udało mi się w końcu zasnąć.
Sen przyniósł koszmary. Patrzyłem, jak wieko trumny zamyka się. Tyle tylko, że ja w niej spoczywałem. Ściskam płaczącą matkę, zerkając przez jej ramię, jak prostokątne pudło z moim drugim „Ja” opada na w dół. W tle grają „Hallelujah” Buckley’a, a słońce niemrawo wisi nad horyzontem.
Niepiękny koniec. Bez krzyków i łez.
Koleina zgryzoty, w którą powoli wpadam.
Skoro wszystko jest na sprzedaż, dlaczego nie sprzedać wspomnień? Tych złych, gorszych i najbardziej bolesnych? Tych, przez które człowiek staje się przeciskającym przez życie, emocjonalnym inwalidą. Sprzedajemy ciało, czasami mówi się nawet, że sprzedajemy swoją duszę diabłu. Dlaczego więc nie pozbyć się ciężaru wspomnień? Może je też by ktoś chciał? Tę przeklętą grawitację, która ciągnie nas w dół. Prawo ciążenia, druga zasada dynamiki Newtona, stała grawitacji wyrażona w kilometrach smutku na sekundę szczęścia do kwadratu.
Nie trudno było znaleźć agencję, która zajmuje się takimi sprawami. Szyld reklamowy zachęcał jak urodzinowy podarunek na który czekało się całe wieki: „Chcesz wymazać wspomnienia? Z nami to możliwe!”. Umówiłem się z reprezentantką, która w małej czarnej przedstawiła mi ofertę. Wyglądała zachęcająco, żeby nie powiedzieć - zapraszająco. I konsultantka, i oferta rzecz jasna. Bezbolesny zabieg, atrakcyjna promocja, gwarantowana utrata wybranych wspomnień. Innymi słowy – życie na nowo. Bez bólu i żalu, który codziennie skuwał mnie mrozem migawek przeszłości. Który sprawiał, że coś wewnątrz chciało w końcu eksplodować, ale detonator nawalił pod koniec odliczania.
Nie pytajcie dlaczego i ile kosztowało. Najważniejsze, by przestać już czuć, myśleć i tęsknić.
Myślenie – wieczna samotność.
Emocjonalne samobójstwo z nadzieją na lepsze jutro, którego miałem zamiar się podjąć, spoczywało w ekskluzywnym piórze wręczonym przez konsultantkę.
Parafka na dole umowy i już było jakoś lżej…
Nie wiem, co ze mną robili. Cały ten zabieg był dla mnie jak science fiction.
Otworzyłem oczy, przecierając szorstkie i suche od łez powieki.
Łzy? To takie zabawne…
Niby skąd?
Nieważne.
Dziękuję i do widzenia.
Mieszkanie czekało puste. Puste jak zawsze, choć jeszcze nigdy jak dzisiejszego wieczoru. Przyjemna woń waniliowego odświeżacza przywitała mnie u progu. Usiadłem w kuchni, zaparzyłem ulubioną kawę słodką na dwie łyżeczki cukru, otworzyłem ulubioną gazetę, w której był ulubiony artykuł podróżniczy ulubionego dziennikarza. Wziąłem gorący prysznic i położyłem się w ulubionym łóżku.
Natychmiast usnąłem.
Dzień znów obudził się ulewą. Miliony kropel zbombardowało otoczenie. Trzecia wojna światowa? To nic, pomyślałem. Bo i po co przejmować się kolejnym mglistym dniem z monopolem na irlandzką pogodę? Wstałem z łóżka robiąc kilka skłonów, pompek i przysiadów. Uśmiechnąłem się do swego odbicia w lustrze, a odbicie odwzajemniło uśmiech. Chwileczkę, gdzie muzyka? Przecież nie można zacząć dnia bez muzyki! „Sh – boom” The Chords – dobry wybór, melomanie – skwitowałem puszczając do siebie oko w szarmanckim geście. Uśmiech i jeszcze więcej uśmiechu. Szczęście i coraz większa ochota na życie. Miliony powodów do zadowolenia. Zero smutku. Żadnych łez. Nadzieja. Błogostan. Wachlarz pomysłów. Panorama planów na lepsze „na zawsze”. Niskokaloryczne śniadanie i myśl o najbliższych…
- Halo?
- Cześć mamo, co słychać?
- Dobrze.
- Tylko tyle?
- Aż tyle.
- Jakoś mało rozmowna dziś jesteś. Daj mi tatę do telefonu.
Marzec zgasł…
A wspomnienia?
Wspomnienia są na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz