Big Cyc śpiewał Shazza moja miłość... Parafrazując te kultową piosenkę sam mógłbym napisać Urszula moja miłość. Była to bowiem chyba pierwsza wokalistka, w której kiedyś naprawdę się podkochiwałem. Od zawsze mi się podobała, od zawsze chciałem być na jej koncercie, no i w końcu stało się, ale po kolei.
W 1996 roku Urszula miała swój WIELKI POWRÓT, bo ciężko powiedzieć inaczej po statusie multiplatynowej płyty dla "Białej drogi" - albumu, z którego każdy - naprawdę każdy - będzie znał co najmniej połowę utworów: "Na sen", "Ja płaczę", "Niebo dla Ciebie", "Konik na biegunach" (i tutaj ciekawostka: wiedzieliście, że nie jest to piosenka Urszuli a jedynie cover? Ciekawskich po więcej odsyłam do Biblioteki Polskiej Piosenki), "Euforia", "Woodstock '94", "Ten tato", czy "Mój blues". No właśnie. Niemalże wszystkie to kawałki ponadczasowe, które regularnie pojawiają się w radio i na koncertach.
20 listopada 2015 odbyła się premiera albumu live Urszuli zarejestrowanego na festiwalu Woodstock w Kostrzynie nad Odrą. Urszula w towarzystwie swoich muzyków nocą z 29/30 lipca 2015 na scenie Akademii Sztuk Przepięknych dała niesamowity występ, wstrzykując w kilkutysięczny tłum ładunek sporej energii. Urszula ma w sobie tę cudowną, nieprzemijającą przez lata kobiecość, która sprawiła, że czuliśmy się wspaniale u jej boku na amerykańskim Woodstocku w 1994 roku. Była jak kolorowy, przepiękny kwiat przypominający nam hipisowski 1969 rok, czas tego pierwszego amerykańskiego Woodstocku. Z tym samym blaskiem, urokiem i przepięknym głosem wystąpiła na Przystanku Woodstock 2015 roku - wspomina Jurek Owsiak. I - jak rany! - była to chyba najlepsza inauguracja 20 - lecia "Białej drogi", o jakiej artystka mogła tylko zamarzyć, i chyba najlepsze preludium do trasy koncertowej która rozpoczęła się w Rzeszowie...
19 lutego o godzinie 20:00 rzeszowski klub Life House wypełnili chyba tylko najwierniejsi fani zespołu w liczbie około 150 osób, a sama artystka na jego tle wyglądała jak zazwyczaj olśniewająco. Urszula oprócz największych szlagierów znanych z "Białej drogi", zagrała kilka dodatkowych utworów ze swojego dorobku, w tym między innymi "Żegnaj więc", "Dziś już wiem", "Malinowy król", "Skaczę na dach", "Czy to miłość to co czuję", czy nieśmiertelne "Dmuchawce latawce wiatr". Wszystkie kawałki były ciekawie zaaranżowane, i mocny nacisk postawiono na gitarowe pojedynki Szu vs. Kosa, którymi przepleciony był cały koncert. Ula z niesamowitą w sobie zręcznością przearanżowała stare szlagiery tworząc z nich nową, utrzymaną w starym duchu wersję. Dorota Kropka Broniarz - głos wspomagający partie Uli - z kolei zaśpiewała "What is and what should never be", a sama Urszula w tym momencie pojawiła się pod sceną by wesprzeć koleżankę, która genialnie wykonała cover piosenki Led Zeppelin. Sam później nawet w rozmowie z nią stwierdziłem, że w tym utworze Dorotka wypadła nawet lepiej niż sama Urszula. Żeby nie było jednak aż tak kolorowo, nie zagrano "Depresji", czyli wg mnie najlepszego kawałka z jej dorobku. EVER! Mimo, że darłem się w niebogłosy, na zakończenie raz jeszcze pogalopował "Konik na biegunach". Choć ja byłem zawiedziony, cały klub szalał ten ostatni raz z radości.
Muzyczna erekcja. Masturbacja wrażeń. Petting uczuć - nie wiem, jak jeszcze można opisać tamten wieczór, który był jak najgorętsza randka ze śniadaniem w komplecie. W końcu wypiłem kilka piw z zatopioną wewnątrz 50-tką (czyt. ubotów), poznałem bardzo fajną koncertową ekipę z Krosna którą oczywiście pozdrawiam jeśli przeczytają ten post, oraz bez rezerwowania loży udało mi się znaleźć miejsca siedzące na początku dzięki uprzejmości dwóch starszych pań. Po koncercie można było kupić pamiątki w postaci albumów, spotkać się z kapelą na zapleczu, porozmawiać, zapalić papierosa, zrobić wspólne zdjęcie czy po prostu wziąć autograf. Fantastyczni ludzie - bo gwiazdą się bywa, a człowiekiem jest - chciałoby się napisać i oni są tego niezbitym dowodem. A Urszula? Ona jak zawsze siedziała w swoich odschoolowych lenonkach z tym swoim kocim wdziekiem, uśmiechając się zapraszająco popijała Jacka z Colą. I zostało bicie serca... więcej nic...
Czy poznajesz mnie?
Nazywam się twoja depresja!
Zapamiętaj mnie!
Poczujesz mnie jeszcze nie raz!
Wspaniele pzrezycie byc na koncercie ulubionej wokalistki :)
OdpowiedzUsuńzakochana-kobietka.blog.onet.pl