Miłość czasami jest jak zjedzenie paskudnej, wstrętnej,
obślizgłej ropuchy. To chyba trochę tak jak z samodyscypliną. Jak z planowaniem.
Jak z osiągnięciem celu. Zawsze, nim osiągniesz to, czego chcesz, musisz się
sporo natrudzić. Niestety, nie ma drogi na skróty do sukcesu. Weźmy na przykład
takiego boksera – trzeba poświęcić długie godziny na sparingach, przelać litry
potu, nierzadko krwi, żeby zostać mistrzem. Z sukcesem zawodowym jest trochę
podobnie. Musisz raz za razem znosić odrzucenie, podnosić swoje kwalifikacje,
wierzyć i nie poddawać się. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale z reguły jest tak,
że kiedy zwycięstwo jest już w zasięgu ręki, my, zmęczeni, sfrustrowani,
zirytowani, poddajemy się i odpuszczamy. Może własne podobnie jest z miłością?
Może trzeba wstawać o 6 nad ranem, chociaż do pracy ma się na popołudniu, żeby
tylko podwieźć drugą osobę do pracy. Może trzeba robić dla niej coś, czego inna
osoba by nigdy nie zrobiła? Może trzeba znaleźć siły, żeby zrobić coś, co
sprawi, że w jej oczach będziesz niesamowity. I nawet jeśli będziesz czuł się
jak gówno, uśmiechać się, powiedzieć coś zabawnego i ją rozweselać. Może trzeba
nawet popłynąć za nią na drugi koniec świata, chociaż gdzieś w środku bardzo
się tego nie chce, bo przecież trudno jest nam wyjść z naszej ciepłej strefy
komfortu i zmierzyć się z jakimś mniej lub bardziej uzasadnionym poczuciem
strachu. Może, kiedy w końcu się przez to przebrnie, dopiero nadchodzi coś, co
tak naprawdę jest miłością? Może kiedy wpierw zje się te paskudną, wstrętną,
obślizgłą ropuchę, na tacy podany jest deser i szampan? Tak. Z pewnością
nie
ma drogi na skróty do miłości…
Tak żem czuła, że pocałowanie ropuchy nie wystarcza by zamieniła się w księcia... Florka
OdpowiedzUsuńNo cóż. Pewnie byłoby zbyt bajecznie :-)
Usuń